|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
seed-81 bywalec
Dołączył: 06 Lut 2005 Posty: 124
|
Wysłany: Wto Paź 11, 2005 1:38 Temat postu: the cure 28 sierpnia 2005 |
|
|
Ju? od samego rana trwa?o podekscytowanie i niepokój ale jednocze?nie przekonanie ?e dzi? zdarzy si? co? wyj?tkowego. Pi?kna pogoda na rekreacyjno-festynowej Wuhlheide, gdzie niedzielne popo?udnie sp?dza?o sporo osób tworzy?o prawdziwie sielankowy nastrój. Na ka?dym kroku mo?na by?o jednak zobaczy? grupki ubranych na czarno postaci, w?ród których nie zabrak?o te? sobowtórów Roberta. Ludzie powoli ustawiali si? do wej?cia. Nie mam poj?cia czego o oczekiwa?em po tym koncercie. Sporo my?li pl?ta?o si? w g?owie. Ciekawo?? nowych aran?acji i rado?? z powrotu gitarzysty Porla ale te? w?tpliwo?ci z powodu braku klawiszowca. W miar? up?ywu czasu jednak wszystko to przestawa?o si? liczy?. Po prostu chcia?em tam by? i us?ysze? po raz kolejny swój ukochany zespó?.
Tu? po otwarciu bram b?yskawicznie pierwsze rz?dy zape?ni? si? fanami. Wyl?dowa?em w drugim rz?dzie. Nietrudno by?o zauwa?y? a przede wszystkim us?ysze?, ?e Polacy stanowili pod scen? prawdopodobnie najliczniejsz? grup?. Pierwszy support wypad? ca?kiem ciekawie, chocia? raczej nie rozgrza? atmosfery a publiczno?? zdawa?a si? by? ci?gle znudzona. Zdecydowanie bardziej dynamiczny i aktywny na scenie Zeraphine o?ywi? nieco ca?? Wuhlheide a ten przez wszystkich oczekiwany moment zbli?a? si?. Kiedy zacz?li gra? Cranes mia?em jednak wra?enie nast?pi?a jaka? apatia. Dla zm?czonych staniem ludzi klimatyczne utwory Cranes dzia?aly jak ?rodek nasenny a wszyscy my?leli ju? tylko o jednym.
Po krótkiej przerwie wiedzia?em ju?, ?e to kwestia minut. Adrenalina i emocje sprawi?y ze w t?umie po raz pierwszy rozleg?y si? okrzyki. To jeden z najpi?kniejszych momentów, kiedy zespó? pojawia si? na scenie. Tutaj niema miejsca na rutyn? i przyzwyczajenie. Czu?em si? szcz??liwy a przez ca?e cia?o przechodzi?y dreszcze. Wszyscy wiedzieli, ?e za chwile us?ysz? pierwsze dzwi?ki Open. Próbowa?em nacieszy? si? muzyk? i widokiem zespo?u, który jest tak blisko. W chwile potem zespó? odgrywa? ju? Fascination street, najpierw powalaj?cy d?ugi wst?p a nast?pnie hipnotyczny glos Smitha. Moj? uwag? przyku?a niebieska wst??ka we w?osach i na r?kawie Roberta. Oczywi?cie nie mo?na nie wspomnie? o Simonie, który przy statecznej reszcie zespo?u swoimi niespokojnymi ruchami znów prezentowa? swój taneczny repertuar. Nie by?o ju? w?tpliwo?ci, ?e zespó? jest w ?wietnej formie. Ale nie by?o czasu na odpoczynek, bo zaczyna si? From the edge...T?um od?piewuje fragmenty tekstu a emocje udzielaj? si? i zespo?owi. Porl i Robert m?cz? gitary a emocje si?gaj? zenitu, to wtedy zdaje si? Porlowi p?k?a struna. Kiedy Rob od?piewuje „...put your hands in the sky…” euforia i wzruszenie zapiera na chwile dech w piersiach. Mia?em wra?enie ze wszystko dzieje si? za szybko. Chcia?o by si? zatrzyma? takie chwile i d?u?ej si? nimi cieszy?. Dla mnie po tych trzech utworach nie ma w?tpliwo?ci. Wida?, ?e tym czterem facetom granie ze sob? sprawia rado?? a porozumiewawcze u?miechy na scenie dodatkowo to potwierdzaj?. Zaczyna si? Alt. end, wreszcie chwila oddechu, moment na otrz??niecie si?. Wersja live brzmi lepiej ni? na p?ycie ale nie wywo?uje ju? takich emocji. The Blood – pojawiaj? si? akustyczne gitary a na ko?cu Porl wyczarowuje swoje solo. The end of the world – za?piewane troche inaczej, wersja nie przypominaj?ca ani tej z albumu ani tej któr? pami?tam z hurricane festival.
Rozpocz?? si? kolejny hit. Pod scen? zawrza?o ludzie napieraj? z wszystkich stron. Jestem w szoku bo czego? takiego na koncertach cure jeszcze nie prze?y?em. No có? w ko?cu graj? Inbeetween days. Chyba wszyscy na oko?o ?piewali ze Smithem. To pierwszy utwór, w którym zabrak?o mi troche Rogera. Shake dog shake – d?ugo przeze mnie oczekiwany moment kiedy Robert krzycza? do mikrofonu shake, shake, shake... po prostu wgniata? w ziemie. Us or them – pot??na, mo?e troch? chaotyczna ?ciana dzwi?ków wydoby?a si? z g?o?ników a wszyscy prze?ywali t? nietypow? jak na the cure gitarow? masakr?. Wreszcie The figurehead – to by? jeden z punktów kulminacyjnych i wyró?niaj?cy si? moment tego wieczoru – najlepsza wersja jak? s?ysza?em na ?ywo, na moment zapomnia?em o wszystkim. To by? moment samotno?ci po?ród t?umu sam na sam z swoj? ukochan? muzyk?. Na Strange day przebudzi?em si? na chwile z tego snu, dynamiczna ale nie trac?ca nic ze swojego klimatu wersja Strange day kontynuowa?a pornograficzny w?tek berli?skiego show. Push to jeden z tych utworów których po prostu nie mog?o zabrakn??. Fantastycznie gitarowe intro i coraz lepsza gra Jasona sprawia?a ?e to mocne wykonanie po prostu przesz?o moje oczekiwania. Sza? i euforia pod scen? wywo?a?y kolejne turbulencje w pierwszych rz?dach a od?piewany przez publiczno?? fragment utworu dodatkowo podkre?li? ?wietn? atmosfer?. Wykonanie Just like heaven pami?tam jak przez mg??, zapanowa? taki zam?t, ?e to by? chyba najbardziej wyczerpuj?cy moment koncertu. A letter to elise – zagrany troch? wolniej i jakby bez emocji. Lullaby – ku mojemu zaskoczeniu zespó? nawet bez klawiszy poradzi? sobie ?wietnie. Pomys?owo zagrane, ze ?wietnymi solówkami Lullaby wzbudzi?o ogromny entuzjazm. Dobrze uzupe?niaj?ce si? gitary potwierdza?y dobr? form? Roberta i Porla. Na Never enough równie? to potwierdzili. Signal to noise – jeden ze s?abszych momentów w Berlinie, chocia? wreszcie jaki? b-side. The baby screams po tym chwilowym przestoju znów uwolni? potencja? Roba a jego przenikliwy wokal pozostawi? kolejne niezapomniane wspomnienia. Zmiana nastroju na One hundred years to ju? niestety ostatni fragment z Pornography. Dla mnie jak nigdy dot?d zabrzmia? jak prawdziwy hymn. Wykrzycza?em kilka razy…waiting for the death blow…Tak, to by?a jedna z tych chwil kiedy wzruszenie odbiera si?y.
Shiver and Shake - tutaj to zapowiadane gitarowe cure mia?o naprawd? pole do popisu i przyznam ?e wypad?o dobrze. W ko?cu us?ysza?em dzwi?ki End – ko?cz?cy utwór jednej z moich ulubionych p?yt i zarazem budz?cy wiele wspomnie?. To ju? czwarty i ostatni utwór z Wish cho? wspaniale by?oby us?ysze? jeszcze Cut czy te? Doing the unstuck.
Zespó? bardzo szybko wróci? na bis i przeniós? ca?? Wuhlheide w klimaty Seventeen seconds. Repertuar z Seventeen seconds idealnie wkomponowa? si? w ponur? atmosfer? amfiteatru na Wuhlheide. Surowe wykonanie At night ?wietnie przygotowywa?o publiczno?? na prawdziwe koncertowe killery. Zaraz po tym M – odegrane w skupieniu. Podczas Play for today nast?pi?a eksplozja rado?ci, oczywi?cie ?piewali?my partie klawiszy. A forest – kolejne mi?e zaskoczenie i emocje, fantastycznie zagrany.
Na drugim bisie Three imaginery boys – to co us?ysza?em zupe?nie mnie zamurowa?o, TIB zabrzmia? o wiele lepiej ni? wersja z albumu – nigdy bym nie przypuszcza?, ?e ten prosty i stary utwór mo?e zrobi? takie wra?enie. Na Grinding halt i Boy’s don’t cry pod scen? traci?em resztki si? w euforycznym transie. 10.15 Saturday night to kolejny dowód, ?e stare utwory z TIB wypadaj? tego wieczoru niesamowicie. Ale jak si? okaza?o zespó? dopiero w Killing an arab wygenerowa? tak? energie, ?e rozp?ta?a si? prawdziwa burza.
Na trzeci bis nie trzeba by?o d?ugo czeka?. Robert powiedzia? „just one more song”. ?wiadomo??, ?e za chwile mog? zagra? Faith jeszcze do mnie nie trafia?a. Dlatego krzycza?em zdartym g?osem z ca?ych si? kilkakrotnie Faith !!!. Nie wiem jak zagrali ten utwór, nie skupia?em si? na detalach, bo to nie chwila na analizowanie, by?em w tym momencie w innym ?wiecie i ze zdwojon? si?? wróci?y uczucia, które kiedy? wywo?ywa?y u mnie utwory z Faith. Nied?ugo po tym zda?em sobie spraw? ?e to ju? koniec koncertu. Robert po?egna? si? publiczno?ci? stan? na kraw?dzi sceny i przeszed? z jednej strony na drug? zatrzymuj?c si? w ?rodku. Wygl?da? na szcz??liwego i wierzy?em w tym momencie jak nigdy dot?d, ?e The cure nie stracili nic ze swojego tajemniczego uroku. By?o ciemno, jedni zacz?li opuszcza? powoli amfiteatr na Wuhlheide a inni stoj?c nieruchomo próbowali doj?? do siebie po wra?eniach, których tego wieczoru do?wiadczyli. Rado?? miesza?a si? ze ?zami. W g?owie jeszcze przez chwil? zaszumia?o echo ostatnich s?ów piosenki „...nothing left but faith”
Trudno tu o jak?? obiektywn? opini?. Na pewno by? to inny koncert ni? te które pami?tam z trilogy i hurricane festival ale równie emocjonalny jak poprzednie. Ca?e show pomimo przewidywalnej setlisty musz? oceni? bardzo pozytywnie. Zawsze mo?na powiedzie?, ?e mog?o by? lepiej. Czy zabrak?o wielu utworów ? Pewnie tak. Mo?e kiedy? jednak jeszcze us?ysz? na ?ywo np. Fire in Cairo, Other voices, Drowning man, Sinking, One more time czy Chain of flowers...My?l? te?, ?e pomimo dobrego wra?enia, które zrobi?o na mnie gitarowe cure zespó? móg?by postara? si? znów o klawiszowca. Ale to ju? kwestia przysz?o?ci. Na dzie? dzisiejszy wydaje mi si?, ?e kuracja po raz kolejny przebieg?a pomy?lnie... _________________ I must fight this sickness... find a cure |
|
Powrót do góry |
|
|
*marmo ma gadane
Dołączył: 28 Sty 2005 Posty: 938 Skąd: 3miasto
|
Wysłany: Wto Paź 11, 2005 20:59 Temat postu: |
|
|
wow jestem pod wrazeniem!!!
wyglada na to ze jest dobrze skoro wywolali tyle emocji... troche przypomnia? mi sie mój pierwszy Curowy gig w Polsce...
chyba podobnie to odczu?em..
rozwali?a mnie swietna setlista... kupa staroci... no i BISY!!! Damn....
Narobi?e? mi smaka no i ... wyrzutów sumienia...
czekam na koncert w Polsce! _________________ //szef szefów |
|
Powrót do góry |
|
|
stalker and parsival CfO Beton
Dołączył: 15 Lut 2005 Posty: 6855
|
Wysłany: Wto Paź 11, 2005 22:25 Temat postu: |
|
|
nie tylko ty czekasz a setlista pokazuje (b?d? si? powtarza?), ?e te najwi?ksze zespo?y graj? dla fanów, a nie dla wypromowania swojego nowego oblicza. fajnie ze strony smitha ?e gra takie starocie... inni muzycy ograniczaj? si? do dwóch, trzech ostatnich p?yt. smutnawe...
Na The Cure pojad? na pewno... |
|
Powrót do góry |
|
|
*marmo ma gadane
Dołączył: 28 Sty 2005 Posty: 938 Skąd: 3miasto
|
Wysłany: Czw Paź 13, 2005 20:13 Temat postu: |
|
|
stalker and parsival napisał: | ?e te najwi?ksze zespo?y graj? dla fanów, a nie dla wypromowania swojego nowego oblicza. |
jakze subtelnie uj??e? ten docinek do Stefana....ale prawde mowiac tez o tym pomyslalem czytajac post seeda z koncertu...
ale chyba nie mozna jednak porownywac tych koncertow... tu wrocil Thompson (mniam!) nalezalo sie spodziewac ze beda grali przekrojowy material...
... ale fakt jest w tym sporo racji... _________________ //szef szefów |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|